Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/436

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że pielęgnował wszystko, że nie dał zginąć żadnemu kwiatkowi, zarosnąć żadnej ścieżce.
Ona była cała we wspomnieniach, niemi usiłowała zatrzeć teraźniejszą smutną.
— Gdyby przyszła do odbudowania dworku, rzekła, trzeba go zupełnie takim postawić jak był, nic nie odmieniać.
— I ja też tak myślałem, odparł Juraś.
Zadumała się potem.
Zaczepiony o Berezówkę, Poterski ośmielony rozwiódł się nad tem szeroko, jak z pomocą Kulwisza młodego, spodziewał się prędko wszystko do najlepszego przywrócić stanu.
Powtarzał ciągle co miał na myśli:
— Chociażbym Kąt miał stracić, a Berezówka będzie znowu jaką była.
Przerwała mu Marynka, zapytując o Żantyra. Poczciwe chłopię nie mogło się wstrzymać, by się jej nie przyznać, jak jego pogrzebowych sto rubli w pomoc mu przyszło do podróży, bo bez nich nie było sposobu puścić się w drogę.
Marynka płakała cicho, dowiadując się o tych szczegółach, tak dobrze malujących niedostatek, który tam panował.
Nie należałoż jej się poświęcić ze swojej strony? śpiewać, aby zarobić i Jurasiowi, i im wszystkim wynagrodzić ich ofiary? Tak! musiała wystąpić, musiała z bólem w sercu uśmiechać się, żebrać o oklaski, bo one złoto sypały...
Gdy Juraś odszedł późno już na poddasze, nie miał już nic z czegoby się jej nie wyspowiadał. Umiała z niego dobyć co chciała, tak panowała nad nim!