Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/434

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chowi nawet nadać formę przyzwoitą, począł ją na swój sposób pocieszać i uspakajać.
— Nie widzę w tem wszystkiem, rzekł, najmniejszego powodu do zwątpienia i rozpaczy. Nie ma nic straconego, powiedziałbym prawie, że to co się stało, Opatrznościowo było zesłane, aby pani wskazać drogę. Nie godziło się, nie godzi z takim talentem, z pozyskanem już imieniem zakopywać się na wsi. Co znaczy strata małej wioseczki, gdy pani w przeciągu jednego sezonu możesz mieć krocie?
— Ja? wystąpić na scenę? ja? po tem co się stało? co świat cały wie!! zawołała Marynka.
— Przepraszam panią, przerwał baron bardzo gorąco, cóż się stało? Awanturnik nadużył jej dobrej sławy, stałaś się ofiarą. To jej może tylko zjednać sympatyę, to więcej jedną attrakcyą. Zresztą, dodał, jak adwokat broniąc sprawy, w której widział dla siebie korzyści, zresztą nie masz pani nic innego do uczynienia, mus jest, konieczność uciec się do tego, co ją wyprowadzić może z tych zawikłań i uczynić niezależną.
W ten sposób rozpoczęły się rozprawy między nią a Percivalem, który był tak zręczny, że jej nie dał ani poczuć, ani się domyślać, iż miał jakikolwiek interes w tem, do czego ją nakłonić się starał.
Marynka sama, pomimo całego wstrętu, jaki miała do teatru, publicznych wystąpień i zetknięcia się znowu ze znienawidzonym światem, widziała, że w istocie dla niej nie było innego wyjścia w tem położeniu, jak albo przyjąć pomoc czyjąś, lub pracować dla uzyskania niezależności.