Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

narzuca, odpychać je! Toby była wprost waryacya! kryminał!
Adela milczała ciągle...
— Ja Francuza tu zawróciłem, dokończył, tylko co go nie widać. Niech dziewczyna mu zaśpiewa, niech ją bierze na edukacyę... miliony będziemy mieli...
Jeszcze ostatniego nie wymówił słowa, gdy żona wybuchnęła z energią, jakiej nigdy jeszcze przeciw niemu się nie dopuściła.
— Zwaryowałeś ty sam! zakrzyknęła... Ja! matka, żebym i obcemu człowiekowi, na zgubę sprzedawała dziecko własne! Ja! ja?! O! tak! dla ciebie ono nigdy nie było czemś innem tylko obojętną istotą, może ciężarem — ale dla mnie!... ja ją tylko mam jedną!
Oburzona Dziwulska odbiegła od niego o kilka kroków... On stał trochę zmieszany wystąpieniem tem, lecz nie myśląc się poddać.
— Co to za głupie gadanie! odparł, któż myśli dziecko gubić i sprzedawać!! Właśnie dla jego dobraby się zrobiło. Lepiej, że będzie grzybem siedziała przy jejmości, żeby ją jaki pisarz prowentowy zbałamucił?... bo to taki koniec musi być... Przecię Francuz na jej cnotę i niewinność nie czyha, nie takaż znowu powabna ta smarkata... ale o głos idzie, o głos... A na cóż go jej Pan Bóg dał?
Zaperzył się Dziwulski...
Żona podszedłszy pod okno, chustką oczy zasłoniła i płakała.
Musimy tu uczynić uwagę, że od początku rozmowy, ciekawa Marynka, przysunąwszy się podedrzwi