Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się tylko co trafiło... Opisuje jak jechał gościńcem przez wieś... a ja widzę z tego co mówi, że Berezówka i Berezowicze; powiada, że go nagle doleciał śpiew kobiecy, ale tak osobliwszy, że kazał się pocztylionowi zatrzymać i poszedł go słuchać... Zobaczył dziewczę młodziuchne pod laskiem brzozowym na łące... Ono tak wywodziło... Zachwycony został głosem... Nie kto inny śpiewał tylko nasza Marynka.
(Tym razem powiedział: nasza, choć zwykle mawiał: twoja).
Słuchając Dziwulska, zbladła i ręce załamała.
— No, to mało tego, że mu się głos podobał, ciągnął dalej Ernest, — ale Francuz się zapalił, powiada, że taki głos to fortuna, to miliony... Tylko uczyć ją do teatru... a on ręczy za sto tysięcy franków rocznie.
Spojrzał na żonę, która stała blada jak ściana... Nie dając jej przyjść do słowa, mówił dalej:
— Tacy dyrektorowie teatrów, Bóg wie gdzie szukają i zkąd dobywają głosów... Więc Francuz pono Żantyra złapawszy, a nie mogąc się od niego nic dowiedzieć o dziewczynie, pojechał z nim na probostwo. Nie mówił nic ks. Kalikst?
— Nie widziałem brata od dni kilku, a wczoraj krótko był i nie mówił nic, drżącym głosem odparła przerażona Dziwulska.
— A, no, był u księdza, dodał Ernest, który łatwo się domyślić po księżemu dał mu odprawę...
To mówiąc podniósł się z kanapy wielce poruszony Dziwulski.
— Ależ to potrzeba być nie przy zdrowych zmysłach! zawołał, żeby gdy się takie szczęście samo