Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/400

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z krzesła, poszła do zwierciadła poprawić włosy, i uśmiechając się, zaczęła się żegnać.
Szydersko niemal zapytała go w progu.
— A zatem dwa, i wyjazd natychmiast?
Volanti drżał.
— Dwa! półtrzecia! trzy! niech ze mnie skórę zedrze! zawołał: a niech ją dyabli ztąd niosą!
Tym razem Lacerti się rozśmiała i odeszła z tym śmiechem do powozu.
Francuz ochłonął po jej wyjściu, padł na kanapę, zadumał się.
W pokoju zaczynało być ciemno, zawołał o światło.
Przyszło mu na myśl sługi o żonę zapytać.
— Pani wyjechała na miasto z Zosiczową i jeszcze nie powróciła, rzekł sługa.
— A obiad?
— Nie było żadnej dyspozycyi.
— Co się stało z baronem?
— Pojechał także.




We trzy dni po owej katastrofie, stanowcze jej rozwiązanie, które Volanti chciał przyśpieszyć, nie przyszło jeszcze do skutku.
Wymagania pani Izaury, za radą jej przyjaciół, podniosły się do takiej wysokości, że Volanti, mimo