Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/399

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdyby w istocie żadnych nie miała, nie wykupywałbyś się pan od niej.
— Ja? ale ja tak się wykupuję, jakbym na gościńcu rozbójnikom oddawał sakiewkę.
— Panie dyrektorze!...
Perswazye Laury, która ze złośliwością scenę tę przeciągała, nic nie pomagały; Volanti burzył się, pilno mu było dokończyć. Nie dając już mówić włoszce, począł z passyą:
— Powiedz jej pani, że dostanie — tu się namyślił — tysiąc, półtora tysiąca rubli, a niech się ztąd wynosi.
— Laura spojrzała na niego i głową poruszyła znacząco.
Volanti zrozumiał ruch ten, jakby włoszka ofiarę znajdowała za małą.
— Dam dwa tysiące i niech ją szatani ztąd wynoszą! zawołał.
Lacerti, gdyby nie obawa zemsty i zdradzenia się z uczuciami, byłaby się na głos rozśmiała z tej popędliwości Volantego, dowodzącej trwogi.
Zamilkł w końcu i chodził zdyszany, trąc włosy na głowie.
Lacerti siedziała.
— Dobrze więc, jadę, rzekła, doniosę o tem, coście mi opowiedzieli, i przywiozę wam odpowiedź. Albo, dodała, możebyście woleli, abym napisała?
— Nic, żadnych pism w tej sprawie, przerwał, dyrektor, i warunek, aby natychmiast opuściła miasto.
Piękna włoszka, widząc pośpiech jego i niecierpliwość, z tem większą powolnością podniosła się