Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/372

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Właśnie o to się z mężem pani posprzeczałem, rzekł baron. Potrzebujesz pani odpoczynku!
Marynka ruszyła ramionami, spuściła oczy i słuchała nie odpowiadając zrezygnowana.
— Mąż pani dowodził mi, że pani sama tak jesteś nielitościwą dla siebie; jam mu wymawiał, że swej władzy nie położy na szali, aby zmusić panią rozerwać się i odpocząć...
Percival chciał widocznie wywołać odpowiedź jakąś; zdawało mu się może, iż Marynka, jak mąż, zwierzy mu się i poskarży. W tem pani dyrektorowa położywszy partyturę na stoliku, zapatrzyła się w okno, wyczekała aż dokończy, dała mu spocząć i po chwilce spotykała go:
— Czy pan nie znajdujesz, panie baronie, że Laura Lacerti powinnaby się z większym smakiem ubierać?... Ode mnie ona nie przyjmie tych uwag, pan ją znasz dawno. Stroi się kosztownie, ale niezawsze jej z tem do twarzy i do roli.
Percival zdziwiony w ten sposób odwróconą rozmową, pomilczał trochę, lecz był nadto zręcznym i pewnym siebie, aby się dać tak odprawić.
Uśmiechnął się.
— Pani ze mną mówić nie chcesz o tem, co mnie najżywiej obchodzi... Zdaje mi się, żem zasłużył na to, aby w przyjaźń moją wierzono.
Marynka spojrzała na niego.
— Ja i wierzę, i dziękuję za nią serdecznie, odezwała się. Ale, panie baronie, aby człowieka osądzić, aby nim kierować, na to potrzeba...
Tu się zamyśliła trochę.
— Potrzeba go zrozumieć i odgadnąć...