Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/365

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Francuz nigdy może nie był w lepszym, weselszym nastroju ducha, jak od czasu pobrania się państwa Volantich.
Nigdy też częstszym nigdzie nie bywał gościem, niż teraz u nich. Mówiliśmy, jaki był jego dawniej stosunek z Marynką. Uważała go za przyjaciela, za człowieka życzliwego sobie, lubiła go, bo umiał być miłym, miała w nim nakoniec zaufanie... Baron grał komedyę, ale tak doskonale, że ją najzupełniej oszukał. Nie posądzała go o nic, była mu wdzięczną za życzliwość.
Volanti, rzecz szczególna, w początkach po pobraniu się, miał jakby napady zazdrości, krzywił się, gdy przychodził baron, śledził jego zbliżenie się do żony, podsłuchywał rozmowy; potem ustało to nagle i nastąpiła najdziwaczniejsza obojętność, ledwieby niemożna powiedzieć sprzyjanie stosunkom poufalszym żony z baronem.
Nie wpłynęło to na Marynkę, która z tego nie skorzystała i nie zbliżyła się bardziej, ani dała zbliżyć się baronowi, pozostała jak była, lecz Percival wyszedł na znanego całemu światu przyjaciela domu...
Mówiono o tem z przekąsem i domyślano się jakichś układów dobrowolnych, które tę trójkę z sobą wiązały... Marynka zdaje się, że się tego nie domyślała, nie rozumiała lub lekceważyła.
Nie było dnia prawie, ażeby baron nie przyszedł z rana, nie pokazał się w salonie wieczorem. Czasem, gdy gospodarza nie było w domu, dawał sobie tony, jakby go miał prawo zastępować.
Jakie ztąd wyciągano wnioski, domyślając się łatwo. Marynka zajęta czem innem, pogrążona w so-