Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/364

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Można było go posądzić, że zwątpiwszy o domowem szczęściu, szukał go w zbieraniu grosza i zapewnieniu sobie niezależności.
Po śmierci księżny, po katastrofie, która go pozbawiła pomocy, jaką mu ona dawała, interesa Volantego były w bardzo złym stanie. Wiedziano, że miał znaczne długi...
Występy nadzwyczaj szczęśliwe Marynki wkrótce jednak tak poprawiły sprawy dyrektora, że z końcem sezonu mógł być o nie całkiem spokojny...
Niewątpliwie był to winien żonie, jej pracowitości, jej postępom, pomysłom i powodzeniu, jakie miała u ogółu, którego była ulubienicą.
Gdyby nie było widocznem, że ona sama chciała i potrzebowała być tak czynną, możnaby Volantego było posądzić, że ją bezlitośnie wyzyskiwał. Nie miał bowiem względu ani na stan zdrowia jej, ani na siły, ani na często bardzo jawne znużenie. Marynka kilka razy po ciężkich rolach, które następowały po sobie zbyt szybko, mdlała, jak podszeptywano, za sceną... Lecz ile razy tak osłabła, zrywała się z nowem życiem, z udaną wesołością, zaręczając, że się miała jak najlepiej, i że nigdy nie czuła się silniejszą...
W całem jej i męża postępowaniu, tyle było niedocieczonych zagadek, sprzeczności, że w końcu ludzie zrozpaczywszy o tem, aby je rozwikłać i zrozumieć mogli, obojętniejszem okiem patrzali na tę spółkę.
Dwie tylko osoby z gorączkową ciekawością śledziły każdy ruch, słowo, każdą oznakę dobitniejszą usposobień wzajemnych dyrektora i jego żony: panna Laura i baron Percival.