Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/355

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ła krzyk przeraźliwy, który wszystkich natychmiast do niej przyciągnął.
Trudno było rozpoznać po tym głosie, czy go z bólu, czy z gniewu wielkiego wydała.
Baron zatknął uszy...
Matka przybiegła z drugiego pokoju przerażona.
Milczenie oczekiwania padło na wszystkich.
— Burcelli! Litwinka! słyszycie! zawołała podnosząc głos gospodyni: wyszła za mąż za Volantego!
— To być nie może!... wyrwało się komuś z przytomnych.
Baron się podniósł nieco z kanapki.
— W istocie, rzekł zimno i szydersko, jabym może sam temu nie wierzył, gdybym przed kilku godzinami nie miał szczęścia w kościele Św. Katarzyny być świadkiem ślubu.
Zamilkli wszyscy.
— Przyznać potrzeba, odezwała się zmienionym głosem Laura, że Volanti wcale się nie źle obrachował i biednemu Corsiniemu wiele powinien być wdzięczen. Należy mu się od niego przynajmniej nagrobek. Litwince zaś nie zazdroszczę męża!
Ruszyła ramionami.
— Teraz naturalnie, przerwała śmiejąc się ballerina, na panią dyrektorową i jej przeszłość, nikt słowa nie będzie śmiał powiedzieć. Wszystko w porządku!
Lacerti zamyśliła się głęboko. Wielka wesołość jaka tu panowała przed chwilą, ustąpiła jakiemuś poważniejszemu nastrojowi.