Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/351

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


U panny Laury Lacerti po widowisku, które mnogie bukiety i wieńce uczyniły tryumfem wielkim, choć po cichu przyznawano, że nigdy włoszka gorzej nie śpiewała, wielbiciele diwy zebrali się zaproszeni przez nią na jedną z tych wieczerzy bez ceremonii, na których na niczem nie zbywało, oprócz przyzwoitego tonu i ładu.
Pomimo największych starań biednej Laury, która chciała to, co nazywała swym domem, postawić na stopie wytwornej i eleganckiej, rozbijało się tu wszystko o naturę, o nawyknienia gospodyń obu, matki i córki. Stara umiała być rozrzutną, w przystrojeniu, mieszkania jaskrawą, w nakarmieniu gości zbytkowną, ale ład utrzymać, nadać ton jakiś uroczysty swemu gospodarstwu, było nad jej siły. Napróżno przybierano i najmowano sługi, winę nieporządków, chwytaniny, rozgardyaszu jakiegoś im przypisując. Laura najmowała kamerdynerów, kupowała serwisy, mnożyła niepotrzebne sprzęty; w chwili stanowczej niespodziewane ścierki wychodziły na scenę, coś się tłukło, nic nie przyszło w porę i pod koniec przyjęcia, panował najstraszliwszy chaos.
Była w tem wina gospodyni, a w części może i towarzystwa, jakie się tu zbierało.
Nikt się nie czuł żadnemi względami dla tych pań skrępowanym, dokazywali wszyscy. Laura kłóciła się z matką, stara łajała ją, goście się mieszali do sporów, i choćby wieczór rozpoczął się jak najklassyczniejszym spokojem, kończył się rozpasaniem i wrzawą.
Prawdą i to jest, że zwykle pijano tu dużo, szampan się lał jak woda, i głowy zawsze podchmie-