Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dnia nie było, żeby szlachty kółko jakieś, gromadka, nie próbowała starego francuzkiego i świeżego szampana.
Tym razem zastał w sali, w której i billard się znajdował p. Volant sześciu panów i paniczów już w najświetniejszym humorze, po tuzinie szampana. Rozmowa wrzała i kipiała, śpiewano. Ex-rotmistrz gwardyi hrabia X. mężczyzna dziwnie urodziwy, który niegdyś w stolicy milionowy puścił majątek — dowodził gromadce przyjaciół...
Gdy Volant wszedł, cofając się onieśmielony hałasem, który buchnął przezedrzwi, ex-rotmistrz stojący blizko, wpatrywał się w niego mocno i nagle ręce rozpostarłszy skoczył ku niemu.
Par Dieu! Volanti ou le diable! krzyknął.
Porwano Francuza, zmuszając go na czcze serce rozpocząć od kielicha szampana...
Weseli towarzysze rotmistrza, a hulaszcza szlachta okoliczna, dla której on był wyrocznią, natychmiast zajęli się przyjęciem cudzoziemca...
Zdano je na posługującego jako major doma, Dziwulskiego. Marszałkował on bardzo często przy podobnych ucztach, karmiąc się i pojąc przytem. Był właśnie w drodze do domu, gdy go u Pinkasa pochwycono... a dał się pochwycić bardzo łatwo, bez najmniejszego oporu.
Volant’owi, dla zatrzymania go, wyperswadowano naprzód, że koni na stacyi nie ma, i że oczekując na nie, nic lepszego nie ma do zrobienia niż jeść i pić z nimi. Francuz się dał przekonać.