Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przepraszam, że go akkomodowałem — przepraszam...
Wyszedł żywo, nie oglądając się i rzuciwszy się do powozu skinął na pocztyliona, aby jechał...
Żantyr, który wysunął się za nim na ganek, spojrzał z jakimś żalem na rozgniewanego Francuza, który zapalał cygaro i łajał barbarzyńców.




Los, gdy chce, płata figle... Oskarżają nieraz powieściopisarzy, że mu nieprawdopodobną narzucają rolę; lecz ktokolwiek żył dłużej, wie dobrze, iż fantazya bajarzy nigdy ani w części nie dorównywa zrządzeniom losu w rzeczywistości...
Może też być, co się ślepem zrządzeniem i przypadkiem zowie — jest czemś więcej nad to... Nie zbadano wszystkich sił, które się na naszym świecie krzyżują. Widzimy ich skutki, sprężyny dla nas ukryte.
Takim losu trafem było, że p. Volant na stacyi następnej, na którą się przypóźnił, w małem miasteczku, głodny będąc, poszedł szukać czegokolwiek- choćby bułki i kieliszka koniaku. Naczelnik stacyi wskazał mu rodzaj restauracyi u Pinkasa... Pinkas zaś był na cztery mile do koła sławnym ze swojego składu win i delikatesów, a w restauracyi jego prawie