Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się stłuczenia silne, rozwijała gorączka, a choć młode życie nie było w niebezpieczeństwie, lekarz długą i ciężką przepowiadał chorobę.
Zaledwie Volanti powrócił do mieszkania, potrzebując spoczynku i chcąc zarządzić środki jakieś, aby poszukiwań zaprzestano, a wypadek został wytłumaczony bez uszczerbku dla sławy Marynki, rozmyślał właśnie nad tem, gdy, nie opowiadając się nikomu, wpadł do niego Corsini.
Na widok jego, Volanti porwał się z takim gniewem, chwytając rewolwer ze stolika, że włoch cofnął się ku progowi, uląkłszy się o życie... Ochłonął przecięż francuz i krzyknął tylko na sługi, aby go precz za drzwi wyrzucili.
Nim to nastąpiło, Corsini dopadł rewolweru, i rozbroiwszy nieprzyjaciela, począł wołać:
— Słuchaj mnie pan! Musisz mnie pan słuchać. Idzie tu o honor kobiety. Przychodzę oświadczyć, że się żenię z panną Maryą. Wszystko w ten sposób będzie zmazane...
Dyrektor czas miał się namyślić.
— Ofiara pańska życie ważąc, uszła od niego, to najlepszy dowód, że znać go nie chce.
— Musi! wybuchnął Corsini, inaczej całemu światu będzie wiadomo, żem j porwał i... była u mnie....
— Nie mam żadnego prawa rozporządzać ręką panny Maryi, odparł zimno francuz. Spróbuj pan sam prosić jej o przebaczenie i rękę.
Zatrzymał się trochę Volanti.
— Ja panu to tylko muszę powiedzieć, że nie honor kobiety, ale wasz własny potrzebuje ratunku.