Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wodzenie łożyć musiał wedle wszelkiego podobieństwa, miały dopiero otworzyć wrota najświetniejszym i najkorzystniejszym wystąpieniom. Volanti mógł i te opanować, lecz między nim a młodem dziewczęciem, stanąć też mogły wpływy obce, ludzie chciwi i usiłujący pozyskać jej serce... Marynka mogła być dla niego straconą właśnie natenczas, gdy ceny nawiększej nabierze...
Zdawało się panu dyrektorowi teraz, wbrew dawnej teoryi, że uwieść dziewczę i tym sposobem uczynić je zależnem, było najlepszą rachubą. Nie kochał się w niej, choć miał pewną słabość, serce mniej wpływało na to postanowienie niż głowa. Na przeszkodzie była wprawdzie stara i zazdrosna księżna, ale tę łatwo było oślepić i nie dać się jej nic domyślić... Volanti mówił sobie, że dotąd był za zimnym i za surowym, że należało zmienić postępowanie, aby zyskać więcej życzliwości. Mógł, jak mu się zdawało, mieć za sobą panią Krzewską, ale wolał się bez niej obejść, nie chcąc się jej zwierzać, wstręt miał do niej, jak ona do niego...
Percival’a mało się lękał, o Corsinim nie wiedział i lekceważył go.
Z powodu nowych ról, których uczyć się i powtarzać było potrzeba, dyrektor nieustannie przybiegał do Marynki, widywał ją po kilka razy na dzień i nie zmieniając nagle trybu postępowania, aby nie dać nic poznać po sobie, nieznacznie jednak stał się poufalszym i grzeczniejszym.
Burczakówna od pierwszego dnia odcień pewny w obejściu się jego uczuła, przypisywała to tryumfowi