Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Percival potrząsł głową.
— O! o! zawołał, nie wiem czyby Volanti pozwolił na tę znajomość... Ja sam, jeśli jako przyjacielowi odezwać mi się wolno, nie radziłbym pani bliższych z nią stosunków.
Marynka zarumieniła się mocno.
— Spodziewam się, panie baronie, że obawy o mnie nie masz, abym nie zasmakowała w towarzystwie... które z tego, co o niem wiem, wcale nie jest dla mnie. Pomimo to, grzeczną dla niej być mogę.
— Spytaj pani Volantego o radę, zamknął francuz dwuznacznie...
W ciągu rozmowy, podżartowując, Percival powtórzył co wczoraj przyniósł o Scarlattim Volanti, powiedział jeszcze kilka słów pochlebnych, powinszował zdobycia hr. Samsonowa i oddalił się.
Marynka chodziła ciągle z myślą pocieszenia, a przynajmniej uczynienia grzeczności jakiejś pannie Lacerti. Po południu, gdy Volanti nadszedł, pośpieszyła go o to spytać i wyraziła żądanie widzenia włoszki.
Niespodziana ta propozya zdziwiła dyrektora, zamyślił się czas jakiś.
— Prawdziwie nie wiem, odrzekł, czy tę myśl bardzo piękną, godzi się przyprowadzić do skutku.
— Dla czego?
— Połączona jest z pewnem niebezpieczeństwem.
— Dla mnie?
— Tak jest, dla pani, rzekł dyrektor. Laura Lacerti nie jest bez talentu pewnego, lecz ma też niepospolity talent opanowywania ludzi i intrygowania