Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W tajemniczy sposób nie kończąc, dodała:
— Kiedyś się to okaże... Dobranoc!..
I zamknęła drzwi Volantemu przed nosem, który złego humoru i wymówek nie zrozumiał...
— Roznerwowana baba! rzekł w duchu, i odszedł.
Po oddaleniu się dyrektora, Marynka wracając do swego pokoju, w gabinecie znalazła na kanapie, stole i podłodze rozczucone bukiety i wieńce i mimowolnie się przy nich zatrzymała. Leżały one w nieładzie, tak jak je tu służba z powozu przyniosłszy na prędce pokładła... Przy niektórych były wstęgi... inne odznaczały się smakiem i elegancyą, niewiele prostotą...
Marynka rozpatrywać się zaczęła...
Przy jednym z wieńców, był napis świadczący, że go ofiarował Cersini, którego zdala tylko, frenetycznie sypiącego oklaski spostrzegła Marynka.
Piękny bukiet miał przypiętą kartkę wizytową hr. Samsonowa... Nie brakło i wielce smakownie ułożonych kwiatów od Percival’a, i bukietu od księżny...
Mnóztwo innych było niewiadomego pochodzenia.
Nie postrzegła się przerzucając je Marynka, gdy z głową obwiązaną stanęła za nią Krzewska, która tę chwilę uciechy koniecznie popsuć chciała...
— Myślisz pewnie, odezwała się, że to coś znaczy? że ci to śpiew twój wysłużył? Ale, ale! połowę tych kwiatów wcześnie zamówionych zapłacił Volanti, drugą uproszeni jego przyjaciele... Śmiecie! rozśmiała się Krzewska...