Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dalej nie przedłużali już rozmowy z tego tematu. Volanti wtrącił coś o intrygach, począł mówić o hr. Samsonowie, o pozyskaniu Agatona i w końcu o tem, że Scarlatti (jak słyszał) groził już jako ona jemu swój głos i zwycięztwo zawdzięczała.
Volanti śmiał się z tego.
— Któż wie? odparła Marynka: nieznośny, okrutny, dziwak stary, może mieć słuszność...
Dyrektor nie zabawiwszy długo... pożegnał zmęczoną.
Grzeczność nakazywała mu się dowiedzieć do Krzewskiej, choć jej nie lubił. Zastał ją w pokoju własnym, nierozebraną jeszcze, kwaśną, z oczyma zapalonemi.
Nie miała wielkiej ochoty do rozmowy. Z ręką na głowie, która mówić miała, że ją bolała ta nieszczęśliwa głowa, przyjęła gościa w progu...
— Święcisz pan tryumf swej uczennicy, odezwała się, — tak! winszuję jej i jemu, tylko sobie powinszować nie mogę, bo moje usługi i zasługi tu przez nikogo nie zostały ocenione... A com się namęczyła z tą... z nią, z wami, to chyba Pan Bóg mi za grzechy policzy.
— A! a! uśmiechnął się francuz... Szczęściem dla pani, panna Marya coraz mniej potrzebować będzie trudu i pilności około siebie, bo doskonale jakoś sama się rządzić umie, a towarzystwo jej nie naraża pani na przykrości, spodziewam się.
Krzewska nastawiła minę dwuznaczną.
— Poznałbyś pan, mruknęła, na com się ja tu przydała, gdyby mnie nie było... To, co ja tu robię, wprawdzie nieznacznie może... ale...