Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czuła się istotą już niepospolitą i równą innym, ale szczególniej obdarzoną, więc do szczególnych tych celów stworzoną. Tryumf ten był to palec boży wskazujący jej cel żywota.
Dawna pobożność odezwała się w sercu wzburzonem, i sama nie wiedziała jak znalazła się z rękami złożonemi klęczącą przed obrazem Matki Bozkiej.
Ale się modlić nie mogła... Zapukano z lekka do drzwi, Marynka porwała się nastraszona... Poznała głos Volantego i przeze drzwi prosiła go, aby czekał w salonie...
Potrzebowała otrzeć z twarzy nienawistne bielidło i umyć oczy zapłakane...
Volanti chodził tymczasem po salonie, głęboko zadumany. Wiedział bardzo dobrze, iż się do tego tryumfu wiele swojemi zabiegami przyczynił, lecz miał nadto doświadczenia i znajomości rzeczy, by nie uznać, że głos śpiewaczki i cała jej istota odegrały w tem rolę przeważną...
W ostatnich czasach liczne starcia, maleńkie spory, rozmaite oznaki dały mu uczuć, iż Marynki usposobienie dla niego wcale nie było przyjazne. Chciał to naprawić. Czy się wziął zręcznie, o tem sądzić trudno...
Gdy Marynka wyszła, Volanti najprzód począł od komplementu i powinszowania, dodając, iż od pierwszego usłyszenia jej głosu, przyszłości jego był pewien.
— Winnaś pani wiele talentowi własnemu, dodał, to pewna; lecz niech mi wolno będzie z pewną dumą przypomnieć, że i ja w tem miałem udział jakiś i należy mi się choć trochę życzliwości...