Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ocierał spotniałe czoło i powtarzał: — Bozko! bozko!
Natomiast francuz zwłoszczony, chociaż niezmiernie chwalił, zdawał się bardzo zmieszany i niemal upokorzony. Szeptał sąsiadowi na ucho: — Il y a de l’etoffe!
Całe towarzystwo księżny było w zachwyceniu... Starzy dyletanci nie mieli słów na wyrażenie uwielbienia, porównywano do Nilson, Patti i do mnóztwa już zgasłych wielkości, lecz ze wszystkich tych panów, jeden tylko w niewielu słowach wyraziwszy swoje nadzwyczajne zdumienie nad talentem, milczał spoglądając na Marynkę z wyrazem niemal ojcowskiej troskliwości. Był to blizko siedmdziesiątletni niegdyś znakomity skrzypek, później kompozytor i zapalony miłośnik Beethoven’a, hrabia Samsonow, który miał to nieszczęście, iż się urodził hrabią i milionerem...
W istocie była to organizacya muzykalna znakomita, pracą ogromną rozwinięta, był to niemal geniusz... lecz hrabia i pan milionowy! więc weszło we zwyczaj wyśmiewać się z jego dyletantyzmu... Jeżeli trudno ubogiemu dobić się uznania, zaprawdę bogatemu także zmusić ludzi, aby w nim widzieli artystę, nie łatwo...
Są tysiączne przesądy wygodne, które sądy zastępują...
Tak naprzykład wielki pan będzie zawsze albo pośmiewiskiem artystów, lub karmionym pochlebstwy ich niesmacznemi. Nie biorąc go na seryo. Może być wirtuozem, twórcą genialnym, nic nie pomoże... Faust księcia Radziwiłła nie ostoi się przy żadnym