Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Volanti poszedł wirtuozowi wytłómaczyć, iż uczennica jego jest bojaźliwą i niewprawną, i zapowiedział, że sam będzie się starał jakkolwiek towarzyszyć jej. Wirtuoz przyjął to oświadczenie z ironią i obojętnością.
Marynka siedziała blada i zamyślona na kanapie, rozumiała to dobrze jak wielkiej wagi był dla niej ten występ, smutno jej było, na sercu ciężko, lecz zdało się biednej jakby słyszała cichy głos matki szepczący jej: „Nie bój się! nie patrz na tych ludzi, zapomnij o nich, śpiewaj, jak gdybyś była samą...“
Gdy księżna zbliżyła się do niej, prosząc, aby śpiewała, Marynka podniosła się z dziwnym spokojem, z dziwniejszym chłodem, i jak automat poszła do fortepianu.
Volanti czekał tu na nią, przebierając nuty i za wczasu się frasując, jak trochę skomplikowanym podoła przejściom i przygrywkom... Spojrzał na nią, była blada jak posąg, lecz nie zdawała się strwożoną.
Starzy dyletanci tymczasem z dala lornetki na nią zwracali, aby się rozpatrzyć w tem, czy ma „le phisique de l’emploi.“ Nie wydawała się im dosyć artystką, była dla nich za... naturalną...
Nim otworzyła usta, szeptano już domyślając się, jak ona śpiewać może, jak grać i t. p.
W tem księżna położyła palec na ustach... umilkli wszyscy...
Śpiew wybrany słyszano tu niedawno przez dwa najsłynniejsze słowiki nucony, narzucało się więc porównanie, budziły niebezpieczne wspomnienia.
Tenor nieco na uboczu miał wyraz twarzy sceptyczny razem i litościwy, niemiec wirtuoz siadł jak-