Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pogłoski uwłaczające jej sławie, bo szeptano o stosunkach z Volanti’m, drudzy mówili o Percival’u, ale do tego nie przywiązywano wagi. W świecie teatralnym, nikt nie szuka innych ideałów nad te, do jakich formy są już z dawna urobione i przyjęte.
Wnijście Marynki, nie olśniewającej pięknością, ale niezmiernie poważnej, smutnej, z twarzyczką bladą i mało co poruszenie zdradzającą, zdumiało tych co jej nie znali, a wyobrażali sobie całkiem inaczej.
Księżna przyjęła ją bardzo uprzejmie...
Dziewczę było nieco zmieszane w początku, lecz trwoga i wprost nerwowe tylko podraźnienie ustąpiły wprędce.
Podniosła swe jasne, piękne oczy i śmiało spojrzała po tych ludziach, którzy w tej chwili nielitościwie ją wejrzeniem od stóp do głów rozmierzali. Na nikim nie uczyniła tego wrażenia, jakie zwykle wywierają artystki, które pragną sobie ludzi zjednać... Znajdowano ją chłodną i dumną.
A że nieraz chłodem takim osłania się zalotność, aby się nie zdradziła, tworzono różne domysły...
Tenor Romboni stał już z kapeluszem pod pachą, w toalecie prawidłowej, w białych rękawiczkach, krawacie białym, tak napiętnowany charakterem swego powołania, iż się na nim niepodobna było omylić.
Przystojny bardzo, patrzał na kobiety z tą zalotnością tak w mężczyznach śmieszną a trywialną, że mimowolnie pewny rodzaj wzgardy obudza.
Niemiec, uczeń Liszta, skromniejszej powierzchowności, blady, ospowaty, pozował za to na geniusz, co mu też niezbyt było do twarzy... Rękawiczki jego białe zdawały się drugą lub trzecią służbą wie-