Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cia i sfer towarzystwa, miewał fizyognomie wielce różne w rozmaitych porach roku i dnia nawet.
Ludzie, którzy się z sobą niepowinni byli spotykać, których dysharmonijne przybliżenia do siebie mogło być im lub gospodyni nieprzyjemnem, byli tak rozklasyfikowani, tak umiejętnie zapraszani i odprawiani, iż się nigdy nie schodzili. Kamerdyner stary, miał w tem takt doskonały i rozkazy jak najsurowsze...
Tak naprzykład w dni, w których księżna uboższą swą rodzinę przyjmowała, nikt z wyższych sfer do niej nie bywał przypuszczony; osobne były wieczory dla protegowanych artystów, dla zabawnych, a niezbyt ogładzonych znajomych z prowincyi, dla pewnych pan i pewnych ichmościów, którychby księżna lepszemu towarzystwu pokazać u siebie się wstydziła. Księżna Teofania w ten sposób zabawiała się i urozmaicała sobie dni, płynące teraz powoli i smutnie.
Na ów wieczór z wielkiem obrachowaniem ułożono listę zaproszonych, na której zredagowanie wpływał do rady powołany Volanti. Nie mogła ona być tak bardzo jednolitą. Musiano wezwać wszystkich dylettantów, uprawnionych czy nie do rozszerzenia tego imienia, wszystkich znawców i pseudo-znawców, którzyby obrażeni szkodzić mogli, nawet dwóch sprawozdawców dziennikarskich, którym choć nie objawiono tego, że się po nich spodziewano artykułów do gazet, rozumiało się to samo z siebie.
Baron Percival umiał się wprosić do kółka tych wybranych.