Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Krzewska malowaną księżnę wyśmiewała jako karykaturę; wielka pani zwała Ildefonsę istotą tak demi-monde przypominającą, że jej przy gościach w domu swym ścierpieć nie mogła...
— Przez samą troskliwość dla tej dziewczyny, niemożna przy niej pokazywać tej starej, głupiej kokietki wiejskiej! mówiła ks. Teofania. To czupiradło! Nie wiem zkądeście mogli wykopać takiego koczkodona...
Volanti musiał wziąć to na siebie, by Krzewskiej osłodzić ekskluzyę... Zrobił to niezręcznie. Pani Ildefonsa zaperzyła się, ale odparła żwawo:
— Właśnie się chciałam wykupić od tego wieczoru... bardzo jestem rada. Nie mogę patrzeć na tę emaliowaną księżnę... na tego chodzącego trupa.
Ale, od tej chwili, mszcząc się Krzewska, gotowa była i Marynce występ u księżny utrudnić... i psuć Volantemu interesa. Wszystko się jej wydawało niedorzecznem i złem, pomysł wieczoru tego, wybór aryi, nawet ubranie śpiewaczki.
Marynka chciała bardzo skromnie się przystroić, Volanti żądał więcej elegancyi, aby go nie posądzono o skąpstwo, Krzewska utrzymywała, że dyrektor na ten dzień powinien był sprawić wspaniałą, przepyszną toaletę. Znudzone dziewczę nie mówiąc nic, postawiło na swojem; wybrało suknię jasną, ale niezbyt wyrazistej barwy, włosy przyczesane gładko, przepaskę dobraną do koloru ubrania... Ta prostota stroju, wydawała się niemal obrachowaniem, tak z nią poważnej Marynce było do twarzy...
Salon księżny, jak bardzo wielu pań wielkiego świata, mających stosunki z różnych epok swojego ży-