Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lacerti uradowana, pobiegła do matki, zapomniała o kłótni z nią, chwaląc się niespodzianem szczęściem. Była pewna pobicia rywalki.
Tymczasem francuz szedł dalej w świat, z szatańską przebiegłością przygotowując to fiasco, którego sobie życzył... Tak, wypadało one z rachuby, jako pożądane... Marynka okryta sławą i oklaskami mogła dlań być trudniejszą do zdobycia, niepowodzenie musiało Volantego zobojętnić, a ją oddać mu na łaskę i niełaskę. Tak sobie wyobrażał, fałszywe mając pojęcie charakteru dziewczęcia...
Pozornie więc miał bardzo gorąco starać się o świetny sukces panny Maryi, w istocie chciał mu przeszkodzić.
Intrygowała go swym chłodem coraz mocniej, wmawiał w siebie, że ta obojętność była rachubą i upierał się przy walce...
Były chwile, że w sercu jego mimowolnie odezwało się szlachetniejsze uczucie... że się czuł poruszonym, lecz stary, zepsuty człowiek powracał... Koniec końcem bawiło go to, jak skomplikowana partya szachów... Miał zajęcie... strony ciemne i niezrozumiałe nęciły.
Istoty wyjątkowej nie przypuszczał, a ta którą miał przed sobą, miarą zwyczajną ocenić się nie dawała...
Gdy sieciami temi osnuwano biedną istotę, ona wcale się nie domyślając ich, całą siłę, wszystkie władze wytężała na wyrobienie w sobie ideału tego, jaki sama stworzyła i do którego chciała się stać podobną...