Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ani w śpiewie Corsini, ani na scenie artystki, które widywała grające, ani nauczyciel jej dramatycznej akcyi i deklamacyi, nie zaspakajali jej. Uczyła się po trosze i od nich wszystkich, lecz miała instynkta własne.
Francuz, niegdyś dobry aktor, gdy po wysłuchaniu go, Marynka prosiła o pozwolenie odegrania sceny, której ją uczył, wedle własnej myśli, zdumiewał się za każdym razem, wrodzonemu talentowi.
Bardzo często kończyło się na tem, że zwyciężony wołał:
— Dobrze niech i tak będzie... Nie jest to w tradycyi, ale oryginalność nie szkodzi.
Tak samo Corsini, który miał wszystko czego potrzeba dobremu nauczycielowi oprócz samodzielności i oryginalności, upierał się nieraz o sposób oddawania roli, o wyraz śpiewu, o cieniowanie, dopóki po odśpiewaniu przez Marynkę, nie otworzyły mu się na to oczy, iż ona lepiej pojmowała swą rolę, niż on się jej nauczył od sławnych mistrzów.
Nauczyciele ustępowali, ulegali jej, jeden Volanti, który bywał nieraz świadkiem sporów Marynki z nimi, i do którego się odwoływano po decyzyę, trochę się marszczył.
Tak, mówił cicho, wszystko to może być bardzo pięknem, i pod względem artystycznym mieć wysoką wartość, ale innowacyj młoda, poczynająca artystka niepowinna sobie pozwalać. Jest to zuchwalstwo, które nie wszyscy ocenią, a wielu je za złe weźmie.
Ale wszystko to niczemby było... Znawcy będą zachwyceni... być może, ogół składa się z istot nałogowych, do pewnych tradycyj typów, do pewnych