Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dam... nie wiem nic... lękam się tylko tych lekcyj, przy których pan wie, jak łatwo...
Krzewska nie dokończyła. Baron jak zawsze chłodny, uśmiechał się, nie zdając się zastraszonym bynajmniej.
Wstał z krzesła, jakby chciał niepotrzebną przerwać paplaninę...
— Nie wyjdzie panna Marya? zapytał.
P. Ildefonsa poruszyła się także, i widząc, że więcej już z barona nic nie wyciągnie, zawołała głos podnosząc, zwróciwszy się ku otwartym drzwiom gabinetu, który ich dzielił od pokoju Marynki:
Mademoiselle Marie! Monsieur le baron est là.
Niezbyt prędko usłyszeli otwierające się drzwi, i krokiem powolnym, Marya ubrana czarno, blada, z tą twarzyczką smutnie spokojną, którą rzadko promyk jaki ożywiał, wsunęła się do saloniku.
Baron z wielkiem uszanowaniem i grzecznością francuzką przybliżył się ją powitać. Wsparta na ręku Krzewska patrzała na nich z daleka wzrokiem badawczym.
— Prawdziwie, odezwała się, nie masz kochana Maryniu, lepszego przyjaciela nad pana barona... Ktoś mu powiedział, że byłaś trochę niedysponowaną i pośpieszył zaraz...
— Ale nic mi wcale nie jest, rzekła spokojnie Marynka. Zmęczona być muszę, bo mam wiele do czynienia... Zresztą, widzisz pan, że mój nowicyat odbywam nie skarżąc się... i nie upadając na siłach...
— Ale to nowicyat istotnie ciężki do przebycia,