Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dodał grzecznie baron, i czyby go przecię raz skończyć niemożna?
— To, nie zależy odemnie, rzekła Marynka; a potem, zbytni pośpiech mogłabym przypłacić... Publiczność jest wymagająca... ja... nie czuje się jeszcze na siłach...
— O! o publiczność niepowinnaś pani mieć obawy, przerwał żywo francuz, — zdobędziesz ją samem ukazaniem się.
Marynka rozśmiała się smutnie.
— Dziękuję, rzekła: bardzo pan baron jesteś grzeczny... ale...
I przerwała, zamilkłszy nagle.
Z postawy, z mowy, z bardzo zimnego obejścia się z baronem wnosić było można, że choć nie miała do niego wstrętu, choć była z nim do pewnego stopnia spoufaloną, nie czuła dla niego nic nad... tę chłodną życzliwość, jaką się miewa dla osób, z któremi obcowanie bywa miłe...
Francuza trudniej było odgadnąć. Kochał się, czy chciał tylko zabawić? Nęciła go istota sympatyczna, czy tylko trudne do rozwiązania zadanie i chęć postawienia na swojem, tem żarliwsza, iż spotykała trudności na drodze?
Marynka w ogóle ze swą żałobą na sukni i na czole, przedstawiała istotę biedną, zmęczoną, znoszącą co los rzucił jej na ramiona, lecz wcale niemogącą się nazwać ani szczęśliwą, ani spodziewającą się lepszej doli...
To usposobienie jej zagadkowe, to zamknięcie w sobie, ten brak młodzieńczego zapału, wiary, ocho-