Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pan się kochasz w mojej pupilce, to nie ulega wątpliwości, a co najmniej, mocno nią jesteś zajęty. Nie widzę żadnego postępu... nie rozumiem dobrze pana barona... Co zamierzasz? co myślisz?...
Tu zawachawszy się dodała:
— Przecięż mogłabym przydać mu się tu na co?
Percival nizko się skłonił.
— Pani odgadłaś z przenikliwością wielką, — rzekł sarkastycznie, że... zajęty jestem panną Maryą. Tak, to nie ulega wątpliwości... lecz... uczucie moje dla niej jeszcze jest w pieluszkach... Sam nie wiem czy dać mu rosnąć, czy je udusić...
Krzewska lubiąca białemi ruszać ramionami, potrząsnęła niemi.
— Cóż to za miłość! odparła pogardliwie.
— Sam jeszcze jej nie rozumiem, mówił Percival na wpół żartobliwie, — więc i wytłómaczyć nie potrafię. To pewna, że dziewczę mnie intryguje, draźni, obchodzi, pociąga...
— I pan patrzysz z daleka na nie, nie probując się zbliżyć, przypodobać? a dajesz innym zalecać się i zyskiwać jej względy?...
— Komu? zapytał francuz...
— Ja baronowi mówiłam nieraz, ów zimny Volanti... wcale nie jest do lekceważenia, a i Corsini czasu nie traci.
Percival uśmiechając się obojętnie spytał:
— Sądzisz pani?
— Patrzę na to codzień, a że baronowi dobrze życzę, chciałam go przestrzedz i dowiedzieć się razem... cóż dalej? co dalej?
Percival minę nastroił niby poważną.