Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niezręcznie dosyć poskarżył się tegoż dnia baronowi na to nowe wymaganie uczennicy, a Percival przeciwnie znalazł je bardzo słusznem, i począł czynić wymówki, które mu usta zamknęły...
Zosiczowa, pożyczona przez księżnę, wprawdzie siedziała na willi, towarzyszyła wszędzie swej sierocie, karmiła ją słodyczami, które sama lubiła, lecz zresztą była zupełnie bierną...
Oczekiwano majora...
Przybycie jego z panią Krzewską, która dla uczynienia wrażenia, wysiliła się na niedorzeczną, śmieszną toaletę, a przy pierwszem spotkaniu wystąpiła z taką przesadzoną czułością dla Marynki, iż w niej wstręt wzbudziła, zmieniło ten stan wyczekiwania...
Wrażenie, jakie pani Ildefonsa zrobiła na wszystkich, oprócz wielbiącego ją majora, było najniekorzystniejsze dla przybyłej.
Począwszy od Zosiczowej i Marynki do barona i Volantego, wszyscy znajdowali panią Krzewską pretensyonalną, wymuszoną, zbyt roztrzepaną, i do humoru pupilli, do jej żałoby jak najmniej umiejącą się zastosować.
Krzewska z natręctwem opanowała zaraz Marynkę, która chłodną tylko powagą próbowała się jej bronić...
Major, który dostrzegł ten brak harmonii, mówił sobie, iż z czasem, poznawszy się lepiej, muszą się porozumieć i pokochać...
Lecz czas mógł chyba pogorszyć stosunek, dobitniej coraz dając czuć różnice temperamentów, sposoby myślenia, pojęć o życiu, naostatek instynktów