Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Krzewska lubiąca bardzo historye, bo jej w życiu na nich zbywało, a marzyła wiele, zwróciła się i pochyliła ku majorowi...
— Proszę, mów... jak mamę kocham, serce mi bije...
Kulwisz pokręcił wąsa, zebrał myśli i rozpoczął ab ovo, dzieje Dziwulskiej i jej córki, o których, jak się okazało, pani Ildefonsa wcale nie wiedziała...
Historya była ponętną, romantyczną, dziwną, przerywaną wykrzyknikami...
Kończąc ją na zgodzie Dziwulskiej, major zniżył głos... Przychodził do szkopułu, o który rozbić się obawiał, do prośby, ażeby Krzewska, żyjąca sobie spokojnie, jak u Boga za piecem u starej marszałkowej, którą po obiedzie tylko zabawiała, wybrała się nagle w podróż daleką, z zadaniem trudnem...
Pokornie, z trwogą Kulwisz opisał swe położenie, obowiązek, do którego się poczuwał, prosząc, aby Krzewska w pomoc mu przyszła.
Zdaje się, że nim sformułował to dziwne nieco żądanie, niewiasta domyślna już je odgadła, zarumieniła się mocno, zadrżała... zmieszała...
Gdy major dokończył, nastąpiło milczenie... Widział, że spuściwszy parasolik, wzrok utopiła w nim...
Złym to się zdawało znakiem... Kulwisz nie śmiał nalegać zbyt gwałtownie od razu, dawał czas do namysłu...
Podniosła sentymentalnie przymrużone oczy Krzewska...
— Prawdziwie, rzekła, sznurując usta, jest to coś tak niespodziewanego...