Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Volanti obawiał się niepotrzebnego rozgłosu, gotów był wreszcie zapłacić, lecz summa, jakiej wymagał Dziwulski, była tak wygórowana, że się rozeszli skłóciwszy...
Zuchwały człek dostał tegoż dnia języka, i na wpół pieszo, wpół przysiadując się do furmanek wieśniaczych, wieczorem dostał się do willi.
Nagle Marynka siedząca u łóżka matki, usłyszała podniesiony głos, i poznała go po nim. Doszedł on i ucha Dziwulskiej, która porwała się z krzykiem, przerażona chwyciła córkę obejmując ją rękami, jakby ochronić chciała... i padła bez czucia na poduszki...
Gdy Dziwulski, przebojem idąc, wpadł do sypialni, zastał już tylko zimnego trupa, u którego nóg omdlała leżała Marynka...




Czując się źle, gdy do siebie na radę wezwała Zosiczową nieboszczka, niepokojona ciągle tem, że śmierć może przyjść niespodzianie, a Marynka zostanie bez opieki, powzięła myśl napisania listu do jedynego człowieka, w którym miała zaufanie do majora Kulwisza. Nakreśliła go drżącą ręką w kilku słowach, zaklinając, aby sieroty nie opuszczał. List się tem kończył, że miał być wyprawiony dopiero, gdyby Dziwulska umarła. Zosiczowej go powierzywszy, która słowo dała, że spełni rozkaz, była już spokojniejsza.