Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Na miłość Boga! przerwała Marynka: zaklinam pana, czyń co chcesz! ja do największych ofiar jestem gotowa, ale oszczędź matce widoku tego człowieka, który zabić ją może.
Pan dyrektor dość chłodno ruszył ramionami.
— Ani wiem jeszcze, co z nim pocznę, odezwał się po namyśle. Człowiek jest zuchwały, któż wie? jakieś prawo musi mieć za sobą. Okupu wielkiego dać nie mogę...
— Ale ja go odsłużę! odśpiewam, odpracuję! — zawołała rzucając się ku niemu ze złożonemi rękami Marynka... Ratuj pan życie matki...
W tej chwili Volanti przy całej swej słabości dla dziewczęcia, był więcej dyrektorem i spekulantem niż człowiekiem. Przeszło mu przez myśl, iż piękny ten talent, tyle obiecujący, na dłuższą eksploatacyę zapewnić sobie może... Potrząsnął głową i zamruczał:
— Zobaczymy...
Marynka zaprzedawała się w niewolę, zgadzała na co chciał... byleby ocalić matkę. Wiedziała, że widok sam tego człowieka mógł dobić nieszczęśliwą...
Jakim sposobem pozbawiony wszelkich środków przedsięwzięcia podróży, Dziwulski dostał się tutaj, trudno pojąć było. Dowiedziawszy się o wyjeździe żony z Marynką w Berezówce, zkąd go major odprawił małym datkiem, oszalały nie miał pokoju, dopóki najdziwniejszym przemysłem, najmując się do usług znanego sobie dawniej obywatela, nie dostał się do stolicy, zrezygnowawszy się na rolę niemal lokajską...
Był pewien, że raz tu przybywszy, obawą skandalu i groźbami zmusi francuza do okupienia mu się....