Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy do sąsiedniej willi księżny dano znać o nagłej śmierci matki Marynki, Zosiczowa natychmiast pismo jej powierzone na pocztę wysłała...
Dziwulskiego baron, który nadbiegł, dowiedziawszy się co się stało, wprost ludziom kazał za wrota wypchnąć. Zatelegrafowano do Volantego.
Marynkę zabrała Zosiczowa do księżny, pomimo oporu...
W domu zawrzało okrutnie, sługi potraciły głowy, i gdyby nie baron, a później nadbiegający Volanti, gdyby nie Zosiczowa, służba byłaby może korzystając z nieładu tej nieszczęśliwej godziny, szkody zrządziła wiele... i rozbiegła się ze strachu jakiej odpowiedzialności.
Baron przybył, gdy zaczynano plondrować, i nie dopuścił nieporządku... Tymczasem Volanti przerażony, na łeb na szyję leciał do willi...
Potrzeba było sądowego poświadczenia... zbadania przyczyn nagłej śmierci... przygotowania pogrzebu, lecz wszystko to przy wielkiej praktyczności dyrektora i znajomości stosunków miejscowych załatwione było.
Marynka przebywszy pierwszą boleść okrutną, z nadzwyczajną energią zażądała oddać matce ostatnią posługę, nie dała się odwieść od tego, poszła przystroić jej trumnę i nie oddaliła się już od zwłok aż na cmentarzu złożone zostały. Volanti, który był przy niej ciągle, razem z Zosiczową, nie mógł pojąć mocy duszy, z jaką to dziewczę cios, który je uderzył, znosiło. Ciekły jej mimowolnie łzy z oczu, a twarz jakby stężała, marmurowa, nieporuszona, nie wydawała boleści wewnętrznej...