Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W domu w sposób jakiś nieokreślony, z wolna tak się ułożyło, że Marynka wszystkiem rozporządzała. Dziwulska ciągle nieśpiąca, wiedząc, że się na córkę spuścić może, zdawała na nią wszystko. Ledwie wychodziła do salonu. Niemym i zadumanym świadkiem, siadywała na kanapie, nie słysząc nic i nie widząc. Myślami była gdzieindziej. Mało kto mógł dostrzedz, że biedna kobieta znużona życiem, wyczerpana, upadała pod ciężarem i z wolna gasła w oczach. Nie była chorą, dogorywała nieznacznie.
Marynka nie widziała tego, a bardziej przypuścić nie chciała myśli niebezpieczeństwa. Gdy Dziwulska dnia którego czuła się gorzej, pieściła ją, dogadzała, wstrzymywała się nawet od śpiewania, aby mogła spocząć.
Lecz stara natychmiast zaczynała nalegać, prosić, w końcu nakazywała, aby dla niej lekcyj nie opuszczać.
I tak się to ciągnęło...
Dwa czy trzy razy baron zagadnął ostro Volantego o wprowadzenie go do... tych pań; wytłómaczył się Francuz, że matka była chora, a sama nie przyjmowała nigdy nikogo.
Ukrywanie to draźniło Francuza, a Lacerti, przed którą się wygadał, iż tam będzie, prześladowała go pytaniami, wyśmiewając jego bojaźliwość i niezręczność.
Baron się namyślał.
Zdaje się, że o tym skarbie musiał mieć wyobrażenie wcale różne od rzeczywistości, że sobie wysta-