Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Znając Scarlattego, Francuz wiedział, że go od razu niczem nie zmiękczy, począł zaklinać, błagać, całować po rękach, a Włoch tą natarczywością zdawał się tylko coraz mocniej rozdraźniony. Wybiegł z furyą, trzasnąwszy drzwiami...
Dnia tego Marynka czekała na lekcyę, nie przyszedł. W miejscu niego przywlókł się Volanti, po cichu całą historyę opowiadając Dziwulskiej.
Miał jednak nadzieję, że po upływie dni kilku Scarlatti da się przebłagać — i powróci... Lecz z góry przewidzieć było można, jaki wróci i co z nim przebyć będą musiały.
Kobiety strwożyły się wielce. Francuz tymczasem poszedł ze skargą do księżny, która uznawszy się winną, list do Włocha napisała...
Nieszanujący nikogo Włoch miał jednak pewny respekt dla księżny. Bądź co bądź, nadto już sobie nieprzyjaciół narobił, a nową i tak wpływową nieprzyjaciołkę zyskać w dodatku dla dogodzenia dumie i dziwactwu, nie było bezpiecznie... Włoch lubił pieniądze... Począł się namyślać, chciało mu się ukarać nieposłuszeństwo, lecz... mogło to za sobą pociągnąć straty... Księżna szkodziłaby mu w tym świecie, który po kilkadziesiąt rubli płacił za godzinę.
Nie odpisując księżnie, nie mówiąc nic Volantemu, o godzinie w której zwykle lekcye dawniej bywały, Włoch wpadł niespodzianie do mieszkania Dziwulskich. Marynka siedziała właśnie przy fortepianie, powtarzając swoje ćwiczenia...
Scarlatti rzucił się ku niej z wyrazem najstraszliwszego gniewu, z pięścią do góry podniesioną, tupiąc nogami i poczynając od łajania...