Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Na Boga! nie pleć! Jak ty możesz o tem sądzić? Jak ty się ośmielasz wyrokować! Głos! co to jest głos? Jest to kawał drzewa, który może być wyrzeźbiony cudownie, albo pójść na drzazgi...
Ruszał ramionami, trząsł rękami...
— Co ty, ty mi mówisz o głosie! co znaczy głos? Wiesz przecię ile potrzeba...
Volant spokorniał i ostygł... nie sprzeciwiał się. Scarlatti już przez te pochwały przedwczesne był dla przyszłej gwiazdy źle usposobiony...
Opowiadał wszystkim, ze Volanti waryat, głupiec, sam się na tem nie znając, puścił się na spekulacyę, na której nieochybnie zawód go czeka...
Rozeszła się zaraz wiadomość o cudownej dzieweczce...
Ruszano ramionami i uśmiechano się zawczasu, więcej wierząc Scarlattemu niż impressariowi dla tego samego, że się w ogóle złemu zawsze łatwiej wierzy niż dobremu.
Volanti zamilkł, lecz był pewien swego i wiedział, że się nie myli...
Włoch roznosił po mieście i po teatrach żartobliwe wiadomości o przyszłej swej uczennicy...
Najboleśniej one dotknęły, mimo przepowiedni Scarlatti’ego, jedną szczególniej osóbkę, która w braku lepszej primadonny, w składzie truppy Volanti’ego zajmowała wybitne stanowisko.
Była to panna Laura Lacerti, uczennica Scarlatti’ego, lecz jedna z tych, które winny były swe wzbicie się do góry, najnikczemniejszemu pochlebstwu, posuniętemu do bałwochwalstwa, i intrygom bardzo dwuznacznej natury...