Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bądź pani spokojna — ja już o tem myślałem, że on tu znowu nadciągnąć może, ale ja mu gospodarować nie dam. Dosyć już łez z jego przyczyny wyleliście... O Berezówkę niech się pani nie obawia, zostawując ją w moich rękach... Gorzejby było, gdyby dowiedziawszy się, żeście wyjechały, pogonił za wami tam, aby coś od Francuza dostać... Ale... za daleka podróż...
Dziwulska westchnieniem tylko odpowiedziała na to...
Gdy się to działo w bocznym pokoju, Marynka z Jurasiem pozostali w pustej bawialni.
Miesiąc czasu wielkie w stosunkach ich uczynił zmiany. Juraś, ażeby się w sumieniu czuć swobodniejszym, wyrozumował sobie, że miłość dla Marynki była tego rodzaju, którym ksiądz przy ołtarzu sakramentalnie błogosławi. Grzeszną więc nie była... Kochał się bez zgryzoty...
A Marynka lubiła go...
Biedne dziewczę zbyt miało głowę i serce zaprzątnięte losem swoim, przyszłością matki i własną, by je co innego teraz napełnić mogło... Lubiła go bardzo, tak jak nigdy nikogo w życiu, myślała nawet, że powróciwszy do Berezówki, mogłaby wyjść za niego... ale... nie kochała się tak jak to bywa w romansach...
— Czy też pan kiedy choć pomyślisz o nas, gdy raz się pozbędziesz z Berezówki? zapytała go ze smutnym pół-uśmieszkiem.
Juraś ręce załamał.
— A! czy się to godzi mówić takie rzeczy! krzy-