Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

budząc ani zazdrości niczyjej, ani jeszcze niebezpieczniejszych namiętności.
Gdyby była mogła, cofnęłaby się Dziwulska, teraz już było za późno...
O wszystkiem tem, aby córki nie przestraszać, zawczasu milczała.
Tak samo prawie myślało dziewczę, któremu żal było Berezówkę opuszczać, osobliwie teraz, gdy się już w niej Dziwulskiego nie spodziewano. Tu była panią, tam groziła jej niewola...
Z tego, co jej powiadał ze zbytnią może otwartością, chcący ją przygotować zawczasu do tego co na nią czekało, Żantyr — domyślała się, iż nauka nie pójdzie łatwo jak zabawka, że wiele łez wylać będzie potrzeba, nim się zwycięży wszelkie trudności i przeszkody...
Musiała powtarzać ciągle, aby nie stracić odwagi, że to czyni — dla matki...
Mówiła sobie, że jak tylko zbiorą dużo pieniędzy, natychmiast furkną do Berezówki. Z powrotem tym łączyły się najniedorzeczniejsze marzenia...
Miesiąc dobiegał do końca... Dziwulska święcie słowa danego dotrzymać chciała, a Francuz niespokojny nie dawał jej o niem zapomnieć, pisząc co tydzień.
Donosił, że mieszkanie dla matki i córki było już najęte, że wielki maestro, (w istocie sławne imię noszący, lecz przez innego wsławione) signor Scarlatti był umówiony do muzykalnego wykształcenia głosu panny Maryi...
Volanti był tak troskliwy, że w ostatnich listach oznaczył drogę, jaką jechać miały, miejsca, w których