Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiając w siebie, iż miał tylko dla niej przywiązanie brata i poszanowanie...
— Wie mama, co ja mamie powiem — odezwała się jednego wieczoru, po odjeździe Jurasia Marynka. Doprawdy, że ja nietylko po Berezówce tęsknić będę — ale i po tym poczciwym siostrzeńcu majora... Takie to dobre chłopczysko!...
Dziwulska odpowiedziała otwarcie:
— A — prawda, że dobry chłopiec...
— To szczęście, że on tu będzie gospodarował, dodało dziewczę, mniej będzie strachu o naszą Berezówkę, bo on tu poszanuje, cośmy kochali...
Matce łzy pobiegły z oczu, zagryzła usta i odwróciła się, aby ich nieokazać dziecięciu...
Stało się! umowa była podpisana, pieniądze wzięte, a po części już wydane na przygotowania do podróży, trzeba było opuścić Berezówkę, a nigdy ona droższą im niż teraz nie była. Chodziły obie po kątach i płakały.
Dziwulska jechała, czyniąc z siebie dla córki ofiarę. Marynka sądząc, że ją robi dla matki... Zdawało się matce, że nie opuszczając córki zabezpieczy ją od tego złego świata, którego się obawiała; teraz własne mierząc niedoświadczenie, brak znajomości ludzi, zadomowienie długie, Dziwulska coraz mniej się czuła zdolną do tego, czego się podjąć musiała.
Żałowała w duchu, że ta żądza wzbogacenia się wypychała ją na pole szerokie, nieznane... zasiane zasadzkami...
Marynka mogła być szczęśliwą w skromnym tym dworku, poszedłszy za mąż, wśród równych sobie, nie