Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Księżna zalewała się łzami...
Jadzi było coraz gorzej.




Po wieczornej z siostrą rozmowie, Celestyn noc całą przesiedział na łóżku, nie kładąc się. Czerwcowy wczesny poranek zastał go przy zgasłej lampce w myślach pogrążonego. Walczył z sobą — cierpiał: lecz obowiązek był tak jasny, tak niewątpliwy, droga tak jedyna i prosta, że wahać się nawet nie godziło. Wiedział co był powinien uczynić.
Pierwsze to serce, które dla niego zabiło tak gwałtownie, rozbudziło w nim uczucie wielkie, jedno z tych, co na całe życie w sercu jak pierwszy odcisk na nietkniętej płycie zostają. Księżniczka była dla niego duszą siostrzaną — bez której życie musiało być wieczną żałobą... Lecz po nad uczuciem stała niezbłagana powinność.
Nawykły dotąd spowiadać się ojcu ze wszystkiego, nie umiejąc kłamać, nie chcąc zbyć go fałszem, Celestyn postanowił w głównych przynajmniej zarysach wyznać ojcu co go zmuszało natychmiast dom księżny opuścić. Miał zamiar, choć bez wielkiej nadziei umieszczenia się, wyjechać do Wilna i starać się o posadę nauczyciela.
Przyznanie się ojcu — tem konieczniejszem mu się zdawało, że zabezpieczało go od słabości własnej, której się lękał...