Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

liśmy list, że zmuszony jest się oddalić; to ją tak dotknęło...
Doktór spojrzał bacznie w oczy księżny, która niespokojności swej ukryć nie umiała...
— Fantazya! dziecinna? podchwycił bardzo cicho. Mówmy otwarcie, mościa księżno... panna Jadwiga ma lat ośmnaście...
— Ale jest dziecinną.
— Jest nadzwyczaj na swój wiek rozwiniętą i umysłowo i uczuciowo i... co do temperamentu... mówił doktór. Któryż to professor?
Księżna się zawahała...
Nierychło szepnęła nazwisko jakby zmuszona. Znał go doktór, i poruszył głową marszcząc się.
— Chodźmy do chorej — rzekł sucho. Spodziewali się zastać ją leżącą z głową zakrytą, tak jak ją matka porzuciła. Jadzia siedziała już na łóżku, z włosami rozpuszczonemi, blada, oczy wlepiwszy w podłogę, jakby zdrętwiała. Niezmierna boleść malowała się na jej twarzy...
Wejście doktora, którego kroki posłyszeć i poznać mogła, nie zdawało się na niej żadnego czynić wrażenia — nie poruszyła się nawet. Dr. Landler podszedł bliżej, powoli ujął ją za rękę — lecz księżniczka cofnęła mu ją natychmiast. Siadł poczynając badać łagodnie...
— Znowu jakaś nieostrożność, rzekł do niej...
— Nie — odparła sucho, nie patrząc na niego; ale wielka, bardzo wielka przykrość. Tym razem — dodała — nie tak łatwo mi będzie przyjść do siebie...
Landler pomyślał trochę.