Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sama nie wiedziała jak radzić. Niepodobna jej było posyłać po Celestyna i prosić go, — krok to był upokarzający, kompromitujący, niemożliwy. Sądziła, że może ofiarą tej kryzys i cierpienia pozbędzie się z domu niebezpiecznego gościa. Czekała doktora; książę Marcin, choćby był wezwany, wiedziała, że jej nic oprócz kondolencyi nie przyniesie.
Jadzia pozostała nieruchoma na łóżku, nie chcąc ani spojrzeć, ani się odezwać do matki.
W kilka godzin dopiero nadbiegł niespokojny dr. Landler. Matka wyszła na jego spotkanie do pierwszego pokoju.
— Nowa kryzys — zawołał całując w rękę księżnę Landler, który miał powierzchowność człowieka wielkiego świata i był wcale pięknie zakonserwowanym średnich lat mężczyzną. Nowa kryzys, spowodowana pewnie jakąś fraszką!
Księżna nie chciała się zwierzyć całkowicie.
— Na ten raz, kochany konsyliarzu, nie była to fraszka, ale przykrość — wypadek... fantazya, która boję się aby niełatwą nie była do zwyciężenia.
— Nie mogę wiedzieć co to było! szepnął bacznie wpatrując się w matkę dr. Landler.
Księżna się zamyśliła.
— Doktór, rzekła, jest, tak dobrze jak spowiednik obowiązanym do tajemnicy, szczególniej gdy niebaczne słówko może fałszywe wykłady ściągną...
Landler się skłonił, księżna zbliżyła się do niego.
— Jadzia się po dziecinnemu przywiązała do professora, który dawał jej lekcye — rzekła... Odebra-