Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cała ona na niego uwagi, dopóki nie zobaczyła, że ks. Eufrezya rzuciła się na kanapie, drgnęła, i zerwawszy się z niej żywo — siadła — widocznie rażona odebraną wiadomością.
Przychodziło to tak niespodzianie, tak nieprzygotowanie, iż księżna straciwszy głowę, zawołała głośno:
— Słowo honoru! jam temu niewinna!
Uderzona tym wykrzyknikiem Jadzia, która miała albo raczej przywłaszczała sobie pozwolenie czytania co się jej podobało — pochwyciła list w rękę... zaczęła drżeć, zbladła i z krzykiem dziwnym osunęła się na krzesło zemdlona...
Spostrzegłszy to księżna, o mało nie padła też z przestrachu, chwyciła dzwonek ze stolika, i tak gwałtownie poczęła wołać na pomoc, iż co żyło w domu się zbiegło... Panna Klara, kamerdyner, pokojówki, matka otaczali omdlałą, którą cucić poczęto wszelkiemi środkami zawsze będącemi pod ręką, gdyż księżniczka skłonna była do podobnych wypadków, które przybierały czasem znamiona epileptyczne...
Ks. Eufrezya starała się dla tego zapobiegać wszelkim gwałtowniejszym wzruszeniom dla Jadzi — bo po każdej kryzys tego rodzaju, następowała słabość, której lekarze unikać polecili.
Gdy po długiem odcieraniu, kropieniu, poddawaniu do wciągania różnych trzeźwiących zapachów, księżniczka nareszcie otworzyła oczy — nie mogła się podnieść o swej sile, i kobiety wziąwszy ją na ręce musiały zanieść na łóżko...
Matka we łzach szła za nią... List, na który panna Klara rzucić okiem czas miała, bo leżał na zie-