Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zręcznie dosyć zaczął próbować czy mu się nie uda rozmowy sprowadzić na grunt inny, lecz Jadzia była nieubłagana.
Wszystko to czem zwykle wojował w salonach młody paniczyk, tu na nic mu się przydać nie mogło. Wtrącił coś z plotek miejskich, lecz panna nie dając mu dokończyć oświadczyła, że to jej nie obchodzi wcale.
Matka śledząca nieszczęśliwy przebieg rozmowy uląkłszy się o swego protegowanego, musiała się do niej wmieszać sama, aby go wyratować. Naówczas panna Jadwiga z sarkastycznym uśmiechem, zasunęła się w głąb kanapy, założyła ręce i gryząc kwiatek w ustach, swoim zwyczajem poczęła na sufit spoglądać.
Eustaszek trochę śmiałości odzyskawszy przeszedł do herbaty, lecz w głębi duszy darować nie mógł kuzynce, że się na nim nie poznała i — tak zły smak miała.
Przy herbacianym stole, śmiała panna Jadwiga wystąpiła z formalnym pozwem przeciw młodzieży męzkiej, bawiącej się końmi, tańcem, grą — wszystkiem, oprócz tego co było poważnem i mężczyzny godnem.
Ks. Marcin słuchając truchlał.
Kuzynek pozwolił sobie stanąć w obronie rodzaju męzkiego i swych rówieśników dowodząc, że właściwie nauka, jak inne powołania, jest rzeczą pewnej klassy — a dla ludzi du monde, jest dosyć poloru...
— Za zielone dla was te winogrona — odparła Jadzia — i dla tego gotowiście oddać innym. Ja, przyznaję się — dodała głośno i dobitnie, — nie mogłabym nigdy na seryo wziąść mężczyzny, któregoby zadania