Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie mógł już inaczej się ze swej niewiadomości wytłómaczyć, tylko w żart obracając uczoność.
— Przyznaję się kuzynce — rzekł z uśmiechem wymuszonym, — że w tych przedmiotach mało jestem biegły... Lubię bardzo poezyę i literaturę w ogóle, ale od czasu jak mnie wir życia pochwycił, zajmuję się niemi mało...
— Lecz lubiąc poezyę — odparła Jadwiga, — niepojmuję jak ją można zaniedbać... kuzynek przynajmniej musisz choć nieśmiertelnych klassyków znać dobrze... Co mówisz o Dantem?
Dantego imię zaledwie było znane ks. Eustaszkowi.
— A! podchwycił przypominając coś sobie. Tak! Dante! Piekło!
Jadzia się uśmiechnęła.
— Nietylko Piekło — przerwała patrząc nań z góry. Czyściec i Raj są może piękniejsze jeszcze... Wolisz zepewne Homera?
Kuzyn spojrzał na nią, jakby błagając o litość — nie odpowiedział nic.
Księżniczka była nielitościwą. Poczęła zachwalać Goeth’ego i unosić się nad nim; wspomniała o Herderze... przeskoczyła polem do V. Hugona i Lamartine’a...
Szczęściem książę znał Medytacye i coś o nich powiedzieć umiał, pochwyconego od drugich.
Jadzia natarła nań zaraz, i po wymianie kilku słów, zmusiła go do milczenia. Wyczerpał się rychło...
Bardzo prędko pobity — Eustaszek stracił pierwszą swą śmiałość i wpadł w humor niedobry.