Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bez żadnego, ale! Ja spełniam obowiązek, którego waćpan nie masz; słuszna rzecz, bym pracę wynagrodził. Powiadam ci, dam co chcesz — lecz go... Narzuć mu się... Weź w opiekę gwałtem... Chcę, by był zdrów i rumiany. Może to być?
— Może, odparł Landler — ja się godzę na wszystko, bo mi go serdecznie żal, ale to człowiek draźliwy, i usług moich nie przyjmie darmo.
— Wiesz co! rzekł namyślając się Rymund. On i tak wierzy w tę żonę, która o nim nie myśli: skłam, że ona cię przysyła. To go podźwignie.
— I utrzyma w błędzie...
— Wyjdzie on z niego, byle wyzdrowiał i miał oczy. Tymczasem, mówił Rymund, główna rzecz zdrowie mu powrócić. Nie żałuj mojej kieszeni, bierz powóz, co potrzeba lekarstw czy wód, dostarcz. O mnie ani słowa. Ale ty, gdy zechcesz, jakoś tego dokonasz...
Doktor Landler zgodził się na wszystko i tegoż samego dnia pojechał na Pragę.
Celestyn zdziwił się wizycie.
— Kochany panie — odezwał się doktor tajemniczo — widzisz tu mnie jako natręta narzucającego się panu gwałtem z moją umiejętnością i doświadczeniem. Najprzód panu oświadczam, że nie jako doktor z wizytą, ale jako przyjaciel domu przybywam, i będę pana leczył, pilnował, abyś koniecznie był zdrów i silny? Zgoda na to? będziesz mnie słuchał?
Przytomna temu Leokadya z radości o mało go w rękę nie pocałowała. Celestyn się zakłopotał.