Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trzymaj się tego. Niech przynajmniej drugiego głupstwa nie zrobią i nie wydadzą jej za Eustaszka. Uratujesz ją.
Pobaraszkowawszy jeszcze, Rymund czule się pożegnał z panią Moniką, uśmieszył ją, i zapowiedzał pannie Leokadyi, że ponieważ czas jakiś jeszcze musi bawić w Warszawie — naprzykrzać się im będzie...
W Rymundzie oprócz miłości bliźniego i politowania nad nieszczęśliwą ofiarą, być może, chętka zrobienia familii na przekorę miała także udział nie mały. W sercu ludzkiem do dobrego i do złego tak różne się gromadzą pobudki, że ich rozłożyć i rozpoznać siły niepodobna.
Stan zdrowia Celestyna obudził w nim niepokój, chciało mu się koniecznie widzieć go zdrowym, choćby na przekór rodzinie, i zajmującym w społeczeństwie stanowisko, które jego nauce, pracowitości i charakterowi odpowiadało. Pojechał więc Rymund do Landlera z którym już wprzódy mówił, i rozpytywał go o chorego.
— Słuchaj doktorze, rzekł ze swą rubasznością litewską, kładnąc mu rękę na kolanach: mamy na sumieniu tego Kormanowskiego, trzeba go ratować. Wiem, że twój czas drogi, bo masz liczną klientellę. Mówmy otwarcie. Staraj się go na nogi postawić, niby z polecenia... czyjego chcesz, byle nie mojego. Po przyjacielsku się nim zajmiej. Ja zapłacę co zechcesz...
— Ale, szanowny panie...