Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/333

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dworku i gryząc się myślami skapconiejesz do ostatka. To niezdrowo. Młody człowiek musi być czynnym.
— Ja tez szukam zajęcia...
— Ja ci je dam! zawołał Rymund. Zrobisz mi łaskę. Dzierżawca mi się zerwał z wioski w Grodzieńskiem. Wieś dobrą, puszczę tanio. Inwentarz mój wszystek, dwór cale niezły, położenie piękne.
— Ja nie mam pieniędzy — rzekł cicho Celestyn.
— To źle, boś powinien był sobie choć grosza, uzbierać — ale wiem, żeś jeszcze swoje stracił... Tu jednak pieniędzy ani grosza nie potrzeba... zupełnie z dołu...
Celestyn rozśmiał się, wyciągając do niego rękę:
— Któż widział taką dzierżawę!
— Ja tak puszczam uczciwym ludziom — rzekł Rymund. Zrobiłbyś mi łaskę, bo mnie szelma ekonom kraść będzie — i mniejsza o mnie, ale duszę zgubi.
Podziękował czule Celestyn, — lecz przyjąć nie mógł — chciał być przy matce.
Rymund potarł czuprynę.
— Znajdziemy co innego — rzekł. — Ale — cóż myślisz o rozwodzie, o który się oni starać myślą zapytał.
— Nie zgodzę się na rozwód — rzekł krótko Celestyn.
I powtórzył to Rymundowi co mówił Michałowi i wszystkim.
— Zdaje mi się, że co do żony jesteś w błędzie — odezwał się Litwin. Wątpię, żeby się nawróciła; ale jeśli ci lepiej z tem, że zachowujesz nadzieję,