Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/330

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jesteśmy znowu we dworku na Pradze, gdzie powracającego Celestyna z trwogą, podziwieniem, a w końcu z radością niezmierną przyjęła Leokadya.
Przybył on trzęsący się, oniemiały, chory, i po krótkiej, urywanej rozmowie trzeba go było do łóżka położyć.
Nie chciał tajemnicy z położenia swojego robić przed matką, tem mniej przed siostrą, opowiedział im wszystko.
— Jadzia jest pod wpływem księżny, zakończył — ja jej nie obwiniam. Są to intrygi familii... Ale ona ma serce dobre, które się w niej odezwie, — będę cierpliwy. Na rozwód nie pozwolę.
Dla Leokadyi powrót brata, choć w tak smutnych warunkach, był szczęściem niewysłowionem. Odżyła przy nim ona, matka wyszła ze stanu apatyi, w jaki ją śmierć męża pogrążyła; dworek się ożywił.
Po ścisłym obrachunku Celestyn miał jeszcze kilkaset rubli, które mu pozostały z ojcowskiej spuścizny. Wyżyć mieli z czego, a później Celestyn obiecywał sobie znaleźć jakąś pracę, zajęcie, zarobek.
Parę dni zeszło na cichych rozmowach i spoczynku. Leokadya znosiła bratu książki, czytała, zabawiała go jak mogła; wreszcie pomyślała sobie, widząc cierpiącym i znękanym, że towarzystwo Michała byłoby dla niego orzeźwiającem. Napisała więc do niego potajemnie, ażeby niby z własnej woli odwie-